wtorek, 8 lipca 2014

Jerozolima - miasto obdarte ze swej świętości.

Czas trwania podróży:                     09.06.2014 – 14.06.2014
Sposób podróżowania:                     SimpleExpress, WizzAir, autostop
Koszt biletów:                                  196 zł/1 os. (POZ – VNO – TLV – KTW - POZ)
Łączny koszt:                                   ok. 450 zł z noclegami, jedzeniem, transportem
                                                          (200zł/1 os. Izrael)
Waluta:                                             1 NIS (nowy szekl izraelski) ok. 0.88 PLN

                  Kolejnym etapem naszej wycieczki była Jerozolima. Po małej ucieczce z mieszkania Nadava (nie chcieliśmy go budzić) przedostaliśmy się na dworzec autobusowy. Warto mieć przy sobie już wymienione pieniądze, ponieważ w okolicy nie ma kantoru. Pamiętajcie, że wejście do banku, dworca autobusowego lub innego budynku publicznego wiąże się z kontrolą i bramkami podobnymi do tych na lotniskach. Koło takich miejsc zawsze kręcą się żołnierze z bronią – nikt z miejscowej ludności na nich nie reagował, ale dla mnie to „zjawisko” było nieco dziwne i niecodzienne. W izraelskiej armii każdy mężczyzna musi ­­spędzić 3 lata, a kobieta 2, więc zdążyli się przyzwyczaić. Po zakupie u kierowcy dwóch biletów w cenie 17 złotych za 1 osobę do Jerozolimy mogliśmy ruszać.
                           


            Krajobraz zaczął się diametralnie zmieniać – pojawiły się skały, piasek i wyjątkowe, malownicze domki porozstawiane w dolinach. Cała podróż trwała ok. 40 minut, a naszymi towarzyszami byli młodzi rekruci – podróżowali albo ze swoimi dziewczynami albo z karabinami. Wygląda na to, że można przywyknąć do takiego obrazka. Po przyjemnej podróży w klimatyzowanym autobusie wysiedliśmy blisko ulicy Yafo. Udaliśmy się bezpośrednio do naszego kolejnego hosta – Matan’a porzucić bagaż. Szczerze będę polecać ten hostel – wszystko mieliśmy, czego potrzebowaliśmy w wyjątkowo przystępnej cenie. Jeśli szukacie namiarów to macie je tutaj. Człowiek niezwykle sympatyczny i kontaktowy, który później zaskoczył nas jeszcze bardziej. ;)


            Pierwszym punktem zwiedzania było trafienie przy ulicy Yafo na ogromny targ, na którym pachniało owocami, warzywami, przyprawami, słodkościami i trochę innymi, mniej przyjemnymi rzeczami. ;) Targ Mahane Yehuda jak to targ kipiał gwarem, przekupkami i wyjątkowymi promocjami „tylko dzisiaj”. W drodze powrotnej ze Starej Jerozolimy udało nam się wynegocjować obniżkę na arbuza. Pan chciał nam sprzedać całego, ale kto by to zjadł? Podobno mieliśmy dodatkowo zapłacić 1 knyćka więcej za przecięcie, ale, że Pan był niekomunikatywny w języku angielskim to chyba nam podarował. Dodam tylko, że najmniejsze arbuzy wagowo wypadały w okolicach 6 – 7 kilogramów! Całe szczęście arbuz został przecięty, a wrażenia były nieziemskie – soczysty, pachnący, słodki. Idealny na upały bliskie 40st.C! Dla porównania zamieszczam również zdjęcie, na którym widać jak wygląda targ po jego zamknięciu. Wyobraź sobie, że wcześniej leżały tam owoce, mięsiwa wszelakiego rodzaju, warzywa… Mniam! ;)

Mahane Yehuda w trakcie działania
... i po zamknięciu.

            Stara Jerozolima to miasto zabytków, historii i wielokulturowości, oczywiście – można się tego spodziewać po mapie. Oraz turystów/pielgrzymów, w liczbie przekraczającej milion rocznie. Wchodząc do Starego Miasta główną bramą Yafo traficie na punkt informacji – dostępne są tam mapki wydrukowane bądź do pobrania na smartfona/tableta/inne w formie plików pdf. Punkt informacyjny udostępnia podłączenie się do ich sieci, panie są pomocne, a w trakcie podróży po nieznanym lądzie spotkacie wielu Polaków. 

Jaffa Gate

            Dalej jest już tylko nierówna walka Jerozolimy z własnym mitem. Wielu ludzi przybywa już z gotowym wyobrażeniem miejsca świętego, pachnącego historią, gdzie każdy kamień był świadkiem wydarzeń wykraczających nawet poza ziemskie sprawy. Miasto narodzin trzech największych monoteistycznych religii, zawierające 1204 synagogi, 158 kościołów i 73 meczety oraz niezliczoną liczbę relikwii przegrywa z własną legendą.  

Oryginalna IV stacja drogi krzyżowej, znajdująca się na ulicy Via Dolorosa.

To, co może zawieść to wejście na największy bazar. Nie da się go ominąć jakbyście nie chcieli. Wszędzie kolorowe fatałaszki, zestawy do zaparzania herbaty lub kawy, znajdziecie również dzielnicę typowo użytkową z miotłami, detergentami i płynami do mycia naczyń. Naprawdę nie da się tego ominąć – niedaleko miejsca, gdzie ponoć narodziła się Maria Magdalena kupicie kolorowe chusty, świecidełka czy pocztówki. 


Dopiero wyrzeczenie się własnej imaginacji pozwala odkrywać to miasto na nowo i cieszyć się każdym calem jego potęgi i historii. Wąskie uliczki w całości wykonane z żółtego kamienia zajmują całą powierzchnię starego miasta. Pomiędzy niezliczonymi miejscami czci można co chwilę napotykać fragmenty historii starożytnej w postaci wykopalisk czy otwartych kanałów. Stare miasto podzielone jest na cztery dzielnice, które przypisane są poszczególnym religiom. Stara Jerozolima to dzielnica muzułmańska, w której spotkacie głównie wyznawców Allaha. W dzielnicy żydowskiej spotkacie Żydów w tradycyjnych kapeluszach z pejsami po bokach twarzy i charakterystycznych kip. Cicho przemykają niekiedy niedaleko synagog. Księży i zakonnice z całego świata w dzielnicy chrześcijańskiej oraz możecie trafić do dzielnicy ormiańskiej, w której znajdziecie Wieżę Dawida. Ta wielokulturowość zmieszana dodatkowo z turystami przybywającymi z każdego zakątka ziemi sprawia, że Jerozolima jest doskonałym miejscem, gdzie warto się zgubić i poznawać wyjątkową aurę. Miejsce to pozwoli Ci poznawać przez skórę nawet siedząc i nic nie robiąc. Wystarczy patrzeć, słuchać i chłonąć…


                 Cechą charakterystyczną takich miejsc jest gwar, hałas i duża doza emocji. Dla nas niektóre spotkania mogły wyglądać jak kłótnie, a w rzeczywistości są to negocjacje cen, ilości kupionego towaru i jego gatunku. I my – Europejczycy – nie potrafimy tego robić. W tym kraju negocjacje, targowanie są na porządku dziennym i określają też zaawansowanie w chęć kupna. My jak zaczynamy się targować to zamiast kupić za 2 zł kilogram ziemniaków to bierzemy 1 kg ziemniaków za 2 zł i odchodzimy zadowoleni z naszej asertywności. J W związku z tym warto nauczyć się targować, bo może być to dosyć ciekawe doświadczenie (szczególnie jeśli kompletnie nic nie rozumiemy;), a po drugie możemy kupić coś w niższej cenie.
            
Ściana Płaczu wraz z górującą Kopułą na Skale.

Należy podejść pod Mur Zachodni, czyli pod jedyną zachowaną ścianę niegdysiejszej Świątyni Jerozolimskiej. Kobiety mają wydzielony bardzo mały skrawek do modlitw, co według mnie jest bardzo niesprawiedliwe, bo znowu kobieta jest „tą gorszą”. Drogie Panie (Panowie w dumie też) – jeśli planujecie się wybrać do ciepłego kraju to i tak warto zabrać ze sobą wielką chustę. Można się nią bezproblemowo obwiązać, stworzyć nowy design i wyglądać trochę jak głupek. Po co to wszystko? Po to, aby wejść do miejsc kultu religijnego bądź świątyń – jakichkolwiek. Druga strona Ściany Płaczu to miejsce dla Panów, gdzie obowiązkowo otrzymuje się taką malutką czapeczkę, tzw. jarmułkę. Ponoć to to się głowy trzyma, ale… Ponoć też Panowie nie muszą stać pod murem, w którym kwitnie 40st.C upału tylko mogą sobie wejść do jaskini (cień, chłodek), co uważam za ogromną niesprawiedliwość!


Podczas zwiedzania natrafiamy na dzielnicę ormiańską czy też na kościół prawosławny na górze Oliwnej widoczny na zdjęciu poniżej. 


               Góra Oliwna jakim by świętym miejscem nie była to i tak musisz przejść 501 schodów (liczyłam) o własnych siłach. No dobra, dojechać też się da, ale i tak proponuję podjąć próbę wejścia! Wasz wysiłek zostanie wynagrodzony niemałym widokiem panoramy na całe miasto. U podnóża znajduje się pełno drzewek oliwnych (w końcu nazwa zobowiązuje), a także groby m.in. Łazarza.


            Jerozolima to nie tylko miejsce religii (choć w głównej mierze tak jest), ale również gorącego słońca i przecudownej fauny (mnóstwo kotów, które są dokarmiane przez wszystkich! i flory (w znikomej ilości). Warto zabrać ze sobą krem z filtrem 50 (bo jak nie weźmiecie to będziecie się smażyć w tym piekle jak ja i koniec, końców pozostanie Wam ściąganie skóry z nóg, nosa, ramion…) i pustą, plastikową butelkę do napełniania wodą. Czapka z daszkiem bądź kapelusz divy i okulary również są wskazane, bo udaru nie chcecie dostać. W takich krajach polecam inwestować w mandarynki, arbuzy albo ichnie przysmaki – będą bardziej smakowite, a jednocześnie się nimi napijecie. Zawsze patrzcie na to, co jedzą i piją miejscowi – oni wiedzą, co najlepsze!

            I jeśli mowa o powrocie… Wracać mieliśmy w sobotę, czyli szabat. Matan znalazł nam taksówkę za… Inaczej: trasa z Jerozolimy do lotniska pod Tel Avivem to ok. 50 km – taksówka w „dobrej” cenie (po targowaniu się) to koszt ok. 200 złotych(w przeliczeniu na nasze). Nigdy nie marzyłam tak bardzo o zapłaceniu takiej kwoty za taksówkę. Szabat szabatem – miasto wymarło, ale kartkę z podobizną samolotu namalowaliśmy, stanęliśmy na wylotówce. 10 minut – nie żartuję – jedyne 10 minut i para Izraelczyków jadąca do Tel Avivu postanowiła nas podrzucić. Autostop działa znakomicie! Z tej okazji mieliśmy aż 6 godzin czasu wolnego po przybyciu na miejsce, a odprawa była zwykłą formalnością – bez szczegółowego przeszukiwania naszych rzeczy. Niedosyt pozostał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz