sobota, 12 lipca 2014

Człowiek człowiekowi wilkiem, a kiwi kiwi... Kiwi! (Izrael - Palestyna)

„Palestyna jest stale wymyślana na nowo – z katastrofalnym skutkiem dla jej rdzennych mieszkańców. Dla kartografów i dla podróżników opisujących ten kraj w obszernej literaturze podróżniczej liczył się nie on sam i jego realni mieszkańcy, tylko utwierdzenie czytelników w ich poglądach religijnych lub politycznych.”

Raja Shehadeh „Palestyńskie wędrówki”

Granica między Autonomią Palestyńską, a Izraelem jest zarazem granicą kulturową, religijną, wolności i równości. Takie spojrzenie na kwestię bliskiego wschodu zmusza człowieka do wyboru, po której stronie stoi i z którą stroną się utożsamia. Moim zdaniem granica sama w sobie nie dzieli na dwa obszary, ale jest miejscem spotkania, gdzie w sposób niezaburzony oba światy mogą koegzystować.

            Codzienne spotykanie przedstawiciela obcego narodu pobudza do rekonstrukcji poglądów, dostrzeżenia w nim człowieka, bo zdecydowanie łatwiej jest nienawidzić całego narodu lub grupy społecznej niż jednostkę mijaną na ulicy. Z tego powodu w Jerozolimie można liczyć na większą wyrozumiałość i bardziej umiarkowane poglądy nacjonalistyczne. Nasz host całkiem otwarcie mówił, że Izrael okupuje Palestynę i on nie jest z tego dumny. Zachęcał nas do spotkania z kulturą muzułmańską. Możliwa jest jeszcze inna droga, którą reprezentują ortodoksyjni Żydzi. Starają się za wszelką cenę nie widzieć nic i nikogo. Są grupą łatwo rozpoznawalną, ponieważ zakładają tradycyjne stroje: czarny płaszcz (chałat) z wystającymi frędzlami (cicit) oraz czarne nakrycie głowy. Zawsze, nawet w 30-kilku stopniowym upale. Początkowo stanowili oni zaledwie mały odsetek społeczeństwa, natomiast za sprawą wysokiego przyrostu naturalnego oraz specjalnych przywileji, chociażby w postaci zwolnienia ze służby wojskowej powodują, że odsetek ten w chwili obecnej wynosi około 10%. Izolacja ich także nie pozwala im pracować, studiują całe dnie Torę, bądź uczą się w specjalnych szkołach (Jesziwa, Kolelżyjąc z zasiłków oraz zarobków żon. Należałoby jeszcze wspomnieć o koszerności, ale mimo najszczerszych chęci i przeczytaniu kilku artykułów temat ten jest dla nas cięgle niezrozumiały. Dla zachęcenia Ciebie do poszukania samemu odpowiedzi nadmienię, że wykręcane są żarówki z lodówek, windy nie jeżdżą w szabat, a nawet występuje koszerny internet.



        Całkowita ignorancja świata zewnętrznego przez ortodoksyjnych Żydów sprawia, że podstawowe pytania o drogę czy godzinę pozostaną bez odpowiedzi. Natomiast bezproblemowo możecie pytać o drogę każdego innego – każdy dorosły będzie chciał Wam pomóc, jeszcze Was odprowadzi czy też oprowadzi, a dzieci przybiją Wam piątkę w trakcie biegu! Z uśmiechem na twarzy podadzą pomocną dłoń.

Tam, gdzie trafiliśmy było sympatycznie – ludzie z Bliskiego Wschodu nie są drapieżnikami czy terrorystami, a niestety takie przekonanie u nas się zakorzeniło. Warto spróbować wtopić się w tłum (nawet z papierową skórą) i porozmawiać z tymi ludźmi – mają swoje zmartwienia i łzy wypisane na twarzach, ale zaoferują Ci więcej szczerości i życzliwości niż mógłbyś otrzymać w krajach europejskich. I według mnie jest to podstawowa zaleta podróżowania na własną rękę.

         Czy poczucie bezpieczeństwa może spaść do absolutnego minimum? Czy może sięgnąć wartości poniżej zera? Otóż może, ale tylko wtedy, kiedy próbujemy czegoś nowego, nieznanego. Tylko wtedy, kiedy w końcu się przełamiesz i pójdziesz dalej…

            Zaczęliśmy zmierzać w stronę Kopuły – nigdy nie kąpałam się w oceanie, nigdy nie byłam w Kopule Skały, więc chciałam być. W drodze do głównego przejścia w Starej Jerozolimie z Izraela już na część Palestyny przy samym końcu forsując ogromny tłum Palestyńczyków zatrzymało nas wojsko. „No way”! „Come back”! Więcej nie usłyszeliśmy, ale do rozumu przemówiły nam karabiny i kilku żołnierzy, którzy zaczęli się ruszać ze swoich miejsc. I co? Odpuściłbyś? Masz ok. 500 metrów do innego świata. Nie chciałbyś go zobaczyć? Dobra – karabin to broń w dzisiejszych czasach dosyć wymowna, ale może jest inne wejście…

            Skierowaliśmy swoje kroki nieco dalej w mniej uczęszczaną uliczkę (całe zajście odbyło się w dzielnicy muzułmańskiej). Dziwnie na nas zerkano, ale jest takie porzekadło – turyście wolno prawie wszystko i można go wyzwać, ale trzeba mu wybaczyć niewiedzę. Co nie zmienia faktu, że jeśli jedziemy kogoś odwiedzić to staramy się go nie urazić, nie obrazić i zachowywać w odpowiedni sposób. I teraz: wyobraź sobie, że idziesz pod górę i ponownie zaczyna napływać na Ciebie tłum ludzi. Początkowo spokojnie, kilka osób, ale w pewnej chwili znowu są to dziesiątki ludzi! Wyczuwasz zmianę nastrojów i zaczynasz się bać – tak po prostu. Boisz się jeszcze bardziej, gdy obcy człowiek – tutaj Palestyńczyk – zaczyna krzyczeć: „Go back! Go back, lady!”. Zaczynasz zawracać, bo ciągnie Cię on za rękę (a był silny!) i wpadasz w rój. Ogromny, hałaśliwy rój ludzi, a ten obcy człowiek Cię prowadzi. Nikt nie chce od Ciebie pieniędzy, ale czujesz się jak małe ziarenko piasku – jesteś stłoczony, wszędzie Palestynki w swoich charakterystycznych ubraniach i zaczynasz się przejmować, że Twoje krótkie spodnie nie są odpowiednie. Dodaj do tego fakt, że ten obcy człowiek chce Cię częstować chlebem, który ma przy sobie i nic nie chce Ci zrobić. Chce pomóc, chce, żebyś nie był głodny, ale jest bariera językowa – nie rozumiesz, co on do Ciebie mówi. Ciągnie Cię dalej. Wyobraź sobie, że nie jesteś w stanie się zatrzymać – niesie Cię tłum, a w dodatku… W pewnej chwili jakaś kobieta staje między Tobą, a Twoim towarzyszem podróży na dobre i na złe, i zaczynasz go gubić. Nie czujesz jego ręki, widzisz w oddali tylko jego plecak.


            Pierwszy raz w życiu poczucie mojego bezpieczeństwa i przestrzeni osobistej zostało pogrzebane żywcem. I była to tylko i wyłącznie moja wina, ale nieco niezamierzona. Nie wiedzieliśmy, że w tym właśnie momencie z kopuły wyjdą wszyscy, którzy się modlili. Nieco złowrogą atmosferę można było wyczuć w powietrzu. I to jest powód, dlaczego uważam religię (jakąkolwiek) za najpotężniejszą broń.

            Ci ludzie nie chcieli wykonać żadnych złych czynów – byli „nabuzowani”. Początkowo jakiś obcy mężczyzna w średnim wieku zaczął nas wyprowadzać – chyba widział, że znalazł dwa łosie, które nie wiedzą, co robią i trzeba im pomóc. Następnie przechwycił nas kolejny Palestyńczyk, który wyprowadził nas na główny plac i pokazał paluchem na mapce, gdzie się zgubiliśmy. I z racji innowacyjności tych przeżyć z tego momentu naszej podróży zdjęć brak, bo ani aparatu nie wyjęłam, a gdyby nawet to zdjęcia byłyby rozmazane. Po tym zdarzeniu usiadłam – siedziałam długo – i musiałam się uspokoić, wyrównać oddech.

            Wróciliśmy do Matan’a (dodam tylko, że pomocny host to skarb, więc nadal będę Wam polecać nocleg u niego), który zrobił nam napar z mięty (miętę to oni mają chyba jakąś lepszą…), poczęstował nas wspaniałym koktajlem mlecznym, usiadł z nami i…

            Powiedział, że mamy tam wrócić – poczuć atmosferę jeszcze bardziej, dojść do jakiegoś miejsca, zamknąć mapę i po prostu się zgubić. Dać się ponieść. Facet miał absolutną rację. Nikt nam nic nie zrobił, ale było to tak nowe, tak niesamowite, że ja osobiście spanikowałam. Jak powiedział – tak zrobiliśmy. Kolejnego dnia wyruszyliśmy już na część palestyńską (oczywiście nadzór sprawuje wojsko izraelskie) oraz na górę Oliwną.

Wzgórze Oliwna wraz z cmentarzem żydowskim od południowo-zachodniej strony.

          Góra Oliwna tłumnie jest odwiedzana z racji swej biblijnej sławy, a także właśnie z tego miejsca rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków na Jerozolimę. Wzgórze jak to wszystkie wniesienia mają w zwyczaju powinien oferować także widok na przeciwległy stok. I tutaj nas spotkała niespodzianka. Izraelczycy postanowili nie dzielić się widokiem na część Palestyńską i przejście na druga stronę było mocno ograniczone. Znaleźliśmy jednak lukę w tej niby naturalnej zasłonie zabudowań i płotów. Wystarczy przejść na górze Oliwnej przez hotel, który tam stoi. Minąć recepcję i skierować się na podwórze – na najbardziej zaniedbaną część. Nie zapowiada się ciekawie, palm nie będzie, ale obiecuję, że usiądziesz na małym, brzydkim murku. Co zobaczysz?

            Ogromny, 9 metrowy mur, który dzieli wspaniałe tereny należące wcześniej do Palestyńczyków. Nie będzie tam super drogich aut ani przejścia. Nie będzie gwaru, hałasu – zaskoczy Cię cisza i spokój. Mija już ponad 10 lat odkąd Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że mur jest nielegalny, powinien zostać rozebrany, Palestyńczycy powinni dostać odszkodowania. A w dalszym ciągu jest rozbudowywany tylko w 20% przebiega wzdłuż „zielonej linii”. 18 lutego 2004 r. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża podał, że bariera ta „powoduje poważne problemy humanitarne i prawne” i idzie „daleko poza to, co jest dopuszczalne dla okupanta”.  Więcej na ten temat znajdziesz tutaj i tutaj. Jeżeli chodzi o graffiti Banksy’ego to można je zobaczyć w okolicach Betlejem. Warto jednak mieć świadomość, że Palestyńczycy nienawidzą muru i nie chcą go w żaden sposób upiększać.


           Ciebie dopadnie nostalgia – zobaczysz bardzo niesprawiedliwy podział tego kraju. Pamiętaj, że to Izrael stworzył strefę Gazy – to nie są źli ludzie. To telewizja, radio, internet zrobiły z nich złych ludzi! Mieli pecha – byli biedni i są biedni nadal. Codziennie większa część z nich przechodzi przejściem w Starej Jerozolimie, aby coś sprzedać, by móc żyć. Jeśli spojrzysz na drugą stronę to zobaczysz dzikie, nie do końca zagospodarowane powierzchnie, piękne wzgórza. Uderzające jest to, że po stronie Izraelskiej wszystkie wzgórza są zabudowane, natomiast po Palestyńskiej Osady i miasta znajdują się w dolinach. Uzasadnienie jest proste, Palestyńczycy żyjący tam przez setki lat nauczyli się szukać ochrony przed nadmiernym słońcem, wysuszeniem ogrodów i degradacją środowiska. Izrael, jako okupant szuka ochrony zupełnie przed innymi uzasadnionymi czynnikami.

 Wzgórza po stronie palestyńskiej...

... i izraelskiej.
            Mam nadzieję, że patrząc na niepoznany kraj pojedziesz tam i sam się przekonasz na własnej skórze, porozmawiasz z tymi ludźmi i wyrobisz sam sobie swoje własne zdanie. Masz prawo – jesteś człowiekiem. Tak – po to się wyjeżdża z domu. Powiem więcej – jest to do tej pory drugie miejsce, do którego chcę wracać. Byliśmy w Izraelu jedyne 46 godzin, a ja mogę pisać książki o tym, co widziałam i czułam. I chcę wrócić – przede wszystkim do Palestyny, której trochę się boję, ale chęć poznania przeważa i to zrobię. Możesz lecieć ze mną.

P.S. W związku z narastającym konfliktem Izraelsko-Palestyńskim zalecamy zawsze zapoznanie się z oficjalnymi ostrzeżeniami Ministerstwa Spraw Zagranicznych:


Można się nie zgadzać z polityką zagraniczną jednej lub drugiej strony, natomiast nie ma ona odzwierciedlenia u przeciętnego obywatela...



„Byłem świadomy nadciągającej tragedii i wojny, która czekała nas obu, mnie, palestyńskiego Araba, i jego, izraelskiego Żyda, ale na razie mogliśmy siedzieć, odpoczywać i palić, zjednoczeni przynajmniej na chwilę naszą miłością do tej ziemi. Z oddali dobiegały odgłosy wystrzałów, które wprawiły nas obu w drżenie.
 - Wasi czy nasi? – zapytałem.
Skąd mogliśmy wiedzieć? Zignorowaliśmy je i przez chwilę jedynym dźwiękiem, jaki słyszeliśmy, było kojące bulgotanie nargili i delikatny szmer drogocennej wody opływającej skały.”

Raja Shehadeh „Palestyńskie wędrówki”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz