wtorek, 24 czerwca 2014

Co zwiedzić w Wilnie/Trokach, czyli co słychać u naszych wschodnich sąsiadów?

Czas trwania podróży:                       09.06.2014 – 10.06.2014
Sposób podróżowania:                       SimpleExpress
Koszt biletów:                                     65 zł/1 os. w jedną stronę (POZ – VNO)

           
Po 8 godzinach spędzonych w PolskimBusie już wiedzieliśmy z czym przyjdzie nam się zmierzyć, więc 14 h jazdy nie było straszne dla nas. Tym bardziej, że SimpleExpress i dobra cena biletu z Poznania nas przekonały. Komfort większy niż w PB – więcej miejsca na nogi (a w zasadzie: w ogóle miejsce na nogi!), internet, możliwość oglądania filmów (Madagaskar 3 zaliczony!), ładna toaleta to same zalety. Prócz tego, że po 14 godzinach jazdy podczas wysiadania prawie nie zmarłam śmiercią tragiczną, ponieważ zapomniałam jak się chodzi i potrzebowałam kilku minut na powrót krążenia w wybranych partiach ciała to wszystko przebiegło pomyślnie. J
            Wilno, czyli stolica naszych wschodnich sąsiadów – na pierwszy rzut oka miasto biedniejsze, ale takie, w którym widać chęć rozwoju. Nie można zapomnieć, że trochę później po nas zaczęli się podnosić po ZSRR – w styczniu 1991 roku rozpętały się zamieszki, czołgi pojawiły się na ulicach. Knurkami są lity dzielące się na 100 centów; jest ciut drożej, ale tragedii nie ma (1 PLN ≈ 0.83 LTL).

Zatem pytanie brzmi: dlaczego warto przyjechać do Wilna?

Wilno to przede wszystkim zadbana Starówka, czyli klasyk. Jeśli klasyk to warto zobaczyć to, co opisywał nam mości pan Mickiewicz Adam (patriota zza granicy…). Mimo tego, że dla nas było to jedynie miejsce, z którego taniej mogliśmy dolecieć do … (to następnym razem;) to miło było popatrzeć na Plac Katedralny, z którego można wyjść na Wzgórze Gedymina, na którym to znajduje się Zamek Górny. Góra niewysoka, ale pozwala na rzucenie okiem na panoramę Wilna – bardzo ładnie widać dzielnicę z zabytkami, natomiast po drugiej stronie Wilii budują się biurowce/drapacze chmur, które dodają nuty nowoczesności temu miejscu.

Plac Katedralny dniem i…

… nocą.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Druga część czeskiej Pragi, czyli co warto zwiedzić.

            Jeśli mowa o tanim zwiedzaniu to wiąże się to jednocześnie z kosztami jedzenia i picia. W przypadku Pragi jest to sprawa łatwa i bezproblemowa, ponieważ nie trzeba zabierać hordy polskiego jedzenia z marketu – ceny w Pradze są porównywalne. W związku z tym skusiliśmy się na hranolky z smaženým sýrem, ale na zdjęcie ani frytki, ani najlepszy smażony ser, jaki w życiu jadłam się nie załapały. Zapach niesamowity, a smak… Dodatkowo należy przyznać, że Czesi mają świetne piwo, a kto nie jadł czekolady Studenskiej niech żałuje!

            Krzywe domki są wszędzie, ale ten jest wyjątkowy. Tańczący Dom znajdował się niedaleko naszego hostelu (26zł/os) na prawym brzegu Wełtawy w dzielnicy Nové Mĕsto. Jego nazwa bierze się z kształtu, z którego można wyczytać i dopatrzeć się sylwetki tańczącej pary. Zakładamy przy tym, że wygięty budynek to pani, a tańcem jest ogniste tango. 





            Praga to również wyspa Kampa, na której w przyjemnej atmosferze można spędzić chwilę czasu. Od Malej Strany dzieli ją Czarci Potok, czyli Čertovka – w zasadzie jest to mały dopływ Wełtawy. Nazywana Praską Wenecją dzięki kamienicom usytuowanym między Mostem Karola, a ujściem Czarciego Potoku. W zamierzeniu mają się tam odbywać romantyczne spacery zakochanych par o zachodzie słońca, ale miejsce na wyprowadzenie psa również się znajdzie. Na praskiej wyspie znajdują się trzy filary Mostu Karola, a zejść można na nią po kamiennych schodach. Istnieje również legenda o Moście Karola. Ponoć podczas rozpoczęcia budowy tego mostu, jako głównego składnika zaprawy używano białka jajek. I stoi do dzisiaj!

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Inne spojrzenie na Pragę – miasto niezwykłych symboli.

Czas trwania podróży:                       12.05.2014 – 14.05.2014
Sposób podróżowania:                       PolskiBus
Koszt biletów:                                    21 zł/1 os. w obie strony (POZ – PRG – POZ)
Łączny koszt wyjazdu:                       ok. 120 zł

            Niedaleko nas też może być pięknie. W momencie, gdy pojawiła się informacja, że PolskiBus rzucił na stronę internetową nową pulę biletów po 1 zł + 1 zł opłaty rezerwacyjnej nie było czasu na tracenie czasu. Wiedeń za 16 zł niestety nam nie wypalił – coś się pokisiło z systemem rezerwacyjnym oraz możliwościami płatniczymi (a tym razem mieliśmy wystarczającą ilość pieniędzy na koncie;). Szczęście w nieszczęściu – na Pragę się rzuciliśmy. Nie straszna była nam wizja siedzenia na czterech literach ponad 8 h, ponieważ z rzeczy niezbędnych do zabrania były książki do czytania. Zawsze można również trenować smoki w głupiej grze. ;)
            Po dotarciu na dworzec główny w Pradze wymieniliśmy trochę złotówek i tutaj uwaga: lepiej wymieniać na obrzeżach niż blisko centrum bądź zabytków – można dużo stracić, bądź zyskać w zależności od tego, jak podejdziemy do tematu. Posiadając ichnie knurki, czyli korony czeskie można szaleć i poszukiwać Krteka. Pierwszym, przypadkowym punktem postojowym była synagoga z bardzo osobliwymi tabliczkami. Na każdej z nich znajdowała się pewna dziękczynna modlitwa bądź najzwyklejsze, ale szczere podziękowania „za coś”.




            Kontynuując odwiedzanie osobliwości czy też osobistości trudno nie przypomnieć sobie o kredkach, zabawkach drewnianych czy Kreciku. Dla mnie jest to fantastyczny symbol Czech – bardziej urzekający niż piwo. Każdy z nas chyba pamięta słynne „Ahoj!” i wynurzającego się ze swej norki gryzonia. Swoją drogą czeskie „Ahoj!” do tej pory nieźle wymawia pani Wondraczkowa. ;) Krecik kumpli, m.in. zająca i jeżyka. Do tej pory pamiętam jedną scenę, gdy Kret pił piwsko – prawdziwe czeskie piwo – z kumplami i koniec, końców urwał im się film. J Wspaniała bajka dla dzieci. ;) Dla mnie facet jest nieziemski i pozwoliłam sobie na zdjęcie z gwiazdą filmową.


 Warto zauważyć, że o Krecika się dba – stópki ma owinięte reklamówkami.

wtorek, 3 czerwca 2014

Słodkie ziemniaki, wzgórze Tibidabo, czyli cz. II Barcelony.

         Barcelona to również wzgórze Tibidabo, na którym znajduje się kościół Temple de Sagrat Cor, wieża telekomunikacyjna Torre de Collserola oraz amusement park, czyli lunapark. Z najwyższego szczytu w Serra de Collserola ukazują się spektakularne widoki na miasto i okoliczne wybrzeże.
Plan sprecyzowany, kierunek obrany, ale wycieczka zaczyna się dopiero, gdy opuszczamy turystyczną mapę Barcelony. Turystów zaczyna brakować i nawet bloki wydają się troszkę dzikie. Kontynuujemy nasz marsz na orientację do momentu, gdy zaczyna się wzniesienie.
Ten blok czyha na zwierzynę!

Początkowo niewinnie przez park, gdzie kanapki smakują wybornie. Dzielnice stają się skromniejsze, a na balkonach zwisają gacie w panterkę i inne spodnio podobne. Mapa się kończy, pogoda dopisuje, większość budynków jest pozarastanych wszelakiego rodzaju pnączami. Samochody brzydsze się pokazują, Hiszpanie coraz bardziej leniwi siedzą przy knajpkach i spijają kawę.