sobota, 30 sierpnia 2014

Londyn: angielskie lato, +10 stopni i nie pada!

Na każdej pocztówce czy mapie znajdują się trzy symbole: czerwona budka telefoniczna, piętrowy autobus oraz Tower Bridge. Z czerwoną budką w tej chwili są problemy (jest ich coraz mniej), czasami minie Was na ulicach Londynu charakterystyczna taksówka, a Tower Bridge? Najsłynniejszy most nadal stać będzie, ponieważ jest bardzo dobrym rozwiązaniem logistycznym. Stolica Anglii potrafi rozczarować i wcale taka „sweet&love” nie jest, natomiast na niektóre przybytki można patrzeć z przymrużeniem oka. ;)

Próba wtopienia się w tło drzwi na Theed Street. ;)

My – kobiety – na pewno kojarzymy „Notting Hill” z charakterystycznym lovelasem, który ma zawsze takie same, chłopięce spojrzenie i wykazuje się nieporadnością. Komedia romantyczna, która się memła i męczy przez jakiś czas. Głównym bohaterem jest Grant, Hugh Grant – księgarz, nudny jak flaki z olejem i bez przytupu. Pewnego dnia – zupełnie przypadkowo – wpada do niego słynna, ociekająca bogactwem aktorka Julia. Pojawia się miłosna relacja, która wiąże ze sobą wszystkie możliwe „zakochane” bzdury, ale ważnym jest, że ulica jest urokliwa. Kolorowe drzwi, niektóre z różnymi wzorami i zdobieniami, ale to kolor liczy się najbardziej! W smutnym, deszczowym Londynie pojawił się sympatyczny akcent, a spacer wzdłuż takiej ulicy to sama przyjemność. Jeśli planujecie pojawić się w Notting Hillwsierpniu to traficie na coroczny festiwal organizowany od 1959 roku. Barwny, kolorowy z dużą ilością konsumpcji wszelakiej – słyszeliśmy, że naprawdę warto! J

Gdzieniegdzie można napotkać powrót do przeszłości z formie dziwnych pojazdów ulicznych, ale jest to bardzo miła odskocznia od hałaśliwego miasta. Cisza, spokój, kwiatki w oknach, a ulica sama w sobie krótka, wąska i niestety – szybko kończąca się.

Tower Bridge chyba wszyscy znają. Potężny, wielokolorowy most o dużej wadze 11.000 ton. Na czas budowy (1894 rok) dosyć nowatorski, ponieważ posiada mechaniczny system podnoszenia statków przepływających po Tamizie. Przepięknie podświetlony porami wieczornymi i nocami – wyraźnie widoczny jest błękitny, lazurowy, turkusowy (czyt. niebieski – przypis Łukasza) odcień mostu. Bezpośrednio z niego można przejść do dzielnicy biznesowej, która rozrasta się z zatrważającym tempem. Ta szybkość budowy jest przerażająca – miałam wrażenie, że zgubił się Londyn, o którym tyle czytałam. Z tego miejsca jest to moloch, który pozwala na załatwienie wielu spraw, kontraktów i każe uciekać jak najdalej od siebie. Nie przykuwa uwagi, nie zachęca do pozostania, a przeraża swoją chaotycznością. Londyn jest największą stolicą handlu, przegonił ostatnio Nowy York.

Po prawej na zdjęciu zauważalne dildo – widać, jest to modna część dzielnic sukcesu, gdyż                                                     podobne w budowie zaobserwowaliśmy w Barcelonie. ;)

Tower Bridge.

            Jeśli nie przekroczymy Tower Bridge to trafimy na jaja bądź kule rozmieszczone na ogromnym placu z małą częścią wydzieloną na sikawki (czyt. fontanny). Znajdują się w okolicy dosyć futurystycznego ratusza na trasie The Queen’s Walk. Jest to ścieżka prowadząca wokół południowego brzegu Tamizy stworzona na srebrną rocznicę panowania Królowej Elżbiety w 1977 roku. Wokół pełno jest restauracji i knajp. Około 30% Londyńczyków to single – być może dlatego tak pełno jest miejsc, w których można do siebie przemawiać i patrzeć, jak ta druga osoba przeżuwa makaron. W Londynie można znaleźć restauracje niemal wszystkich rodzajów z ogromną liczbą osób w środku. Inna sprawa, że Londyńczycy po angielsku nie mówią (trochę mówią, gdy widzą przybyszów niewiedzących, gdzie się skierować?), lecz preferują swoją gwarę: cockney. Cockney to swoisty gwar i ciężko się porozumieć w cockney’u – niewiele przypomina język angielski wbijany nam do głów w szkołach. Generalnie cockney (podobno?) jest mało zrozumiały bądź w ogóle nie do pojęcia przez rdzennego mieszkańca Anglii spoza Londynu. Trzeba również nadmienić, że w stolicy Anglii żyje/mieszka prawie połowa osób wywodzących się z mniejszości narodowych z całego kraju.


            Katedra św. Pawła to budynek ulokowany w samym centrum miasta nad Tamizą. Najbardziej znana to Whisbering Gallery, w której to akustyka jest doskonała! Słowo wypowiedziane na jej jednym końcu jest bardzo dobrze słyszalne na przeciwnym końcu. Aż miło pomyśleć o naszych nowo budowanych betonowych świątyniach przypominających bardziej schrony, o akustyce dostosowanej do umiejętności wokalnych księży… Ach ta przewrotna architektura XXI wieku…


            Do jednego z najważniejszych środków komunikacji należy londyńskie metro, które jest jednym z najbardziej rozbudowanych na świecie. The Tube to najstarsze metro na świecie (pierwszy przejazd: 10.01.1863) o długości tras równej 408 km! Ok. 45% tras znajduje się pod ziemią, a najszybszą jest Metropolitan Line z maksymalną prędkością 96 km/h. Wszystkie informacje o sposobach poruszania się po Londynie znajdziecie TUTAJ. Miasto podzielone jest na 6 stref, ale główne atrakcje znajdują się w strefie 1. Kupić można albo Travelcard (bilet papierowy) lub kartę Oyster (bilet elektroniczny, np. PEKA w Poznaniu) na każdej stacji metra. Bilety nie są tanie – 1 dzień kosztuje 7 £ dla stref 1 i 2. 5 £ będzie trzeba zapłacić za kartę Oyster, gdzie należy uregulować przedpłatę 5 £. Tygodniowy bilet kosztuje 29.2 £ (strefy 1 i 2). Na te bilety łapią się autobusy (MAPA TUTAJ), metro (MAPA TUTAJ) – wszystkie informacje do łatwego odszukania TUTAJ. Najtaniej w strefie 1 i 2 przemieszczać się będziemy metrem, autobusem, koleją, tramwajem, pociągiem, a może blackcab? To zależy od nas – na jak długo przyjechaliśmy, co chcemy zobaczyć, natomiast środku transportu są drogie. Myślę, że warto podreptać po tym mieście i znaleźć swoje własne, ulubione zakątki.   


Co WAŻNE – w Londynie istnieje Kocia Kawiarnia (TUTAJ)! W Lady Dinah’s Cat Emporium rezyduje obecnie 11 sierściuchów (z tego, co mi wiadomo) i można w ich dostojeństwie oraz chwale raczyć się herbatką bądź ciasteczkiem niczym rasowa hrabina! Miejsce wspaniałe dla osób ceniących sobie wdzięk i grację włochatych kociambrów. Jest jeden malutki knyf – rezerwację należy zrobić możliwie wcześnie, gdyż wolne terminy degustacji napoju cesarzy w tak doborowym towarzystwie rozpoczynają się na 3 miesiące przed wizytą. Myślę, że 11 zainstalowanych, tłustych kotów jest w stanie przekonać nie jedną osobę do odwiedzenia tego miasta. :D Lub tego deszczowego kraju, a nawet półkuli!



Łącznie spędziliśmy w Londynie dobę, aczkolwiek jest to zdecydowanie za krótki czas na zobaczenie tego miasta. Tak czy inaczej – nas za serca nie chwyciło i nie planujemy tam wrócić w najbliższym czasie. Chyba, że przelotnie. ;)

1 komentarz:

  1. Ja w Londynie byłam parę razy, może dlatego polubiłam te miasto ;) Bardzo fajne zdjęcia!
    http://voyage-avis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń