Na każdej
pocztówce czy mapie znajdują się trzy symbole: czerwona budka telefoniczna, piętrowy
autobus oraz Tower Bridge. Z czerwoną budką w tej chwili są problemy (jest
ich coraz mniej), czasami minie Was na ulicach Londynu charakterystyczna
taksówka, a Tower Bridge?
Najsłynniejszy most nadal stać będzie, ponieważ jest bardzo dobrym rozwiązaniem
logistycznym. Stolica Anglii potrafi rozczarować i wcale taka „sweet&love”
nie jest, natomiast na niektóre przybytki można patrzeć z przymrużeniem oka. ;)
Próba wtopienia się w
tło drzwi na Theed Street. ;)
My – kobiety –
na pewno kojarzymy „Notting Hill” z
charakterystycznym lovelasem, który ma zawsze takie same, chłopięce spojrzenie
i wykazuje się nieporadnością. Komedia romantyczna, która się memła i męczy
przez jakiś czas. Głównym bohaterem jest Grant, Hugh Grant – księgarz, nudny
jak flaki z olejem i bez przytupu. Pewnego dnia – zupełnie przypadkowo – wpada
do niego słynna, ociekająca bogactwem aktorka Julia. Pojawia się miłosna
relacja, która wiąże ze sobą wszystkie możliwe „zakochane” bzdury, ale ważnym
jest, że ulica jest urokliwa. Kolorowe
drzwi, niektóre z różnymi wzorami i zdobieniami, ale to kolor liczy się
najbardziej! W smutnym, deszczowym Londynie pojawił się sympatyczny akcent, a
spacer wzdłuż takiej ulicy to sama przyjemność. Jeśli planujecie pojawić się w Notting Hillwsierpniu to traficie na
coroczny festiwal organizowany od
1959 roku. Barwny, kolorowy z dużą ilością konsumpcji wszelakiej – słyszeliśmy,
że naprawdę warto! J
Gdzieniegdzie
można napotkać powrót do przeszłości z formie dziwnych pojazdów ulicznych, ale
jest to bardzo miła odskocznia od hałaśliwego miasta. Cisza, spokój, kwiatki w
oknach, a ulica sama w sobie krótka, wąska i niestety – szybko kończąca się.
Tower Bridge chyba wszyscy znają.
Potężny, wielokolorowy most o dużej wadze 11.000
ton. Na czas budowy (1894 rok) dosyć nowatorski, ponieważ posiada
mechaniczny system podnoszenia statków przepływających po Tamizie. Przepięknie
podświetlony porami wieczornymi i nocami – wyraźnie widoczny jest błękitny,
lazurowy, turkusowy (czyt. niebieski – przypis Łukasza) odcień mostu.
Bezpośrednio z niego można przejść do dzielnicy biznesowej, która rozrasta się
z zatrważającym tempem. Ta szybkość budowy jest przerażająca – miałam wrażenie,
że zgubił się Londyn, o którym tyle czytałam. Z tego miejsca jest to moloch,
który pozwala na załatwienie wielu spraw, kontraktów i każe uciekać jak
najdalej od siebie. Nie przykuwa uwagi, nie zachęca do pozostania, a przeraża
swoją chaotycznością. Londyn jest największą stolicą handlu, przegonił ostatnio
Nowy York.
Po prawej na zdjęciu
zauważalne dildo – widać, jest to modna część dzielnic sukcesu, gdyż podobne w
budowie zaobserwowaliśmy w Barcelonie. ;)
Tower Bridge.
Jeśli
nie przekroczymy Tower Bridge to trafimy na jaja bądź kule rozmieszczone na ogromnym placu z małą częścią
wydzieloną na sikawki (czyt. fontanny). Znajdują się w okolicy dosyć
futurystycznego ratusza na trasie The
Queen’s Walk. Jest to ścieżka
prowadząca wokół południowego brzegu Tamizy stworzona na srebrną rocznicę
panowania Królowej Elżbiety w 1977 roku. Wokół pełno jest restauracji i knajp.
Około 30% Londyńczyków to single – być może dlatego tak pełno jest miejsc, w
których można do siebie przemawiać i patrzeć, jak ta druga osoba przeżuwa
makaron. W Londynie można znaleźć restauracje niemal wszystkich rodzajów z
ogromną liczbą osób w środku. Inna sprawa, że Londyńczycy po angielsku nie
mówią (trochę mówią, gdy widzą przybyszów niewiedzących, gdzie się skierować?),
lecz preferują swoją gwarę: cockney.
Cockney to swoisty gwar i ciężko się porozumieć w cockney’u – niewiele
przypomina język angielski wbijany nam do głów w szkołach. Generalnie cockney
(podobno?) jest mało zrozumiały bądź w ogóle nie do pojęcia przez rdzennego
mieszkańca Anglii spoza Londynu. Trzeba również nadmienić, że w stolicy Anglii
żyje/mieszka prawie połowa osób wywodzących się z mniejszości narodowych z
całego kraju.
Katedra św. Pawła to budynek ulokowany
w samym centrum miasta nad Tamizą. Najbardziej znana to Whisbering Gallery, w której to akustyka jest doskonała! Słowo
wypowiedziane na jej jednym końcu jest bardzo dobrze słyszalne na przeciwnym
końcu. Aż miło pomyśleć o naszych nowo budowanych betonowych świątyniach
przypominających bardziej schrony, o akustyce dostosowanej do umiejętności
wokalnych księży… Ach ta przewrotna architektura XXI wieku…
Do
jednego z najważniejszych środków
komunikacji należy londyńskie metro,
które jest jednym z najbardziej rozbudowanych na świecie. The Tube to najstarsze metro na świecie (pierwszy przejazd:
10.01.1863) o długości tras równej 408 km! Ok. 45% tras znajduje się pod
ziemią, a najszybszą jest Metropolitan
Line z maksymalną prędkością 96 km/h. Wszystkie informacje o sposobach
poruszania się po Londynie znajdziecie TUTAJ. Miasto
podzielone jest na 6 stref, ale główne atrakcje znajdują się w strefie 1. Kupić
można albo Travelcard (bilet
papierowy) lub kartę Oyster (bilet
elektroniczny, np. PEKA w Poznaniu) na każdej stacji metra. Bilety nie są tanie
– 1 dzień kosztuje 7 £
dla stref 1 i 2. 5 £
będzie trzeba zapłacić za kartę Oyster, gdzie należy uregulować przedpłatę 5 £.
Tygodniowy bilet kosztuje 29.2 £ (strefy 1 i 2). Na te bilety łapią się
autobusy (MAPA TUTAJ),
metro (MAPA TUTAJ) – wszystkie informacje do
łatwego odszukania TUTAJ.
Najtaniej w strefie 1 i 2 przemieszczać się będziemy metrem, autobusem, koleją,
tramwajem, pociągiem, a może blackcab?
To zależy od nas – na jak długo przyjechaliśmy, co chcemy zobaczyć, natomiast
środku transportu są drogie. Myślę, że warto podreptać po tym mieście i znaleźć
swoje własne, ulubione zakątki.
Co WAŻNE – w Londynie istnieje Kocia
Kawiarnia (TUTAJ)!
W Lady Dinah’s Cat Emporium rezyduje
obecnie 11 sierściuchów (z tego, co mi wiadomo) i można w ich dostojeństwie
oraz chwale raczyć się herbatką bądź ciasteczkiem niczym rasowa hrabina!
Miejsce wspaniałe dla osób ceniących sobie wdzięk i grację włochatych
kociambrów. Jest jeden malutki knyf – rezerwację należy zrobić możliwie
wcześnie, gdyż wolne terminy degustacji napoju cesarzy w tak doborowym
towarzystwie rozpoczynają się na 3 miesiące przed wizytą. Myślę, że 11
zainstalowanych, tłustych kotów jest w stanie przekonać nie jedną osobę do
odwiedzenia tego miasta. :D Lub tego deszczowego kraju, a nawet półkuli!
Łącznie
spędziliśmy w Londynie dobę, aczkolwiek jest to zdecydowanie za krótki czas na
zobaczenie tego miasta. Tak czy inaczej – nas za serca nie chwyciło i nie
planujemy tam wrócić w najbliższym czasie. Chyba, że przelotnie. ;)
Ja w Londynie byłam parę razy, może dlatego polubiłam te miasto ;) Bardzo fajne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńhttp://voyage-avis.blogspot.com/