Zjednoczenie
1873 roku trzech potężnych miast: Budy,
Óbudy oraz Pesztu, leżących nad
Dunajem (bez okolicznych wiosek) pozwoliło na stworzenie ogromnego ośrodka
miejskiego.
Budapeszt jest „beauty” i „pretty” pod
warunkiem, że uda Ci się ruszyć w godzinach późnych, popołudniowych, a tym
bardziej nocnych. Miasto i jego główne zabytki są wspaniale podświetlone,
zachowana została otoczka wielkiej, bogatej aglomeracji, która ginie za dnia. W
promieniach słońca zauważalne są wszędobylskie kawałki plastiku, papierki,
wysypujące się kosze na śmieci i ogólny nieład, i chaos. Tak czy inaczej –
polecam Ci „Beauty-peszt” nocą,
ponieważ ma swój charakter, zadziorny pazur i klimat. Wyczuwa się wielkość tego
miasta, zachwycają …
Plac Bohaterów nocą. Cudowny,
wspaniały, okazały – zapierający dech w piersiach. Nazywany również Placem Milenijnym lub Placem Tysiąclecia usytuowany na końcu Andrassy. Przyznam, że brakowało przysłowiowych
„wysokich obcasów” i zwiewnej, eleganckiej sukni. Wierz mi lub nie – czuło się
dostojeństwo i rozmach czasów, które przeminęły. Na środku placu znajduje się kolumna archanioła Gabriela. Wokół
kolumny umieszczono kolumnadę, którą na górze zdobią posągi m.in. boga Wojny, bogini Pokoju, Wiedzy i Chwały,
Dobrobytu i Pracy.
Ciekawostka: Podczas podziwiania placu
Bohaterów minęliśmy grupkę (ok. 15 osób) Chińczyków/Japończyków/Koreańczyków?
Niby nic ciekawego – mieli ze sobą aparaty i z zainteresowaniem słuchali
przewodnika, ale nie mam pewności czy nie ze względów przymusowych? Cała grupa
była pilnowana przez ochroniarzy. Biorąc pod uwagę, że w ostatnich MŚ to Korea
Północna miałaby wygrać złoty puchar to spostrzeżenie jest „dziwne”…
Z
placu Bohaterów rozciąga się widok
na Węgierskie Muzeum Narodowe, które
powstało na życzenie kolekcjonera rzadko spotykanych książek, monet Ferenca Szechenyj. Budynek
zaprojektowany został w stylu neoklasycystycznym – 100 metrów długości, 70
metrów szerokości. Uważam, że pasjonaci antyków powinni go odwiedzić za dnia.
Na wystawy stałe, takie jak:
historia współczesna Węgier, historia
ludów zamieszkujących tereny Węgier od 400.000 p.n.e. do 804 n.e., płaszcz
koronacyjny króla Stefana I Świętego wstęp
jest wolny.
Parlament to swoisty „must be” na
liście miejsc, które należałoby odwiedzić podczas pobytu w stolicy Węgier.
Położony malowniczo nad samym Dunajem przyćmiewa swym wyglądem polski, biały
dysk na ul. Wiejskiej, a nawet Parlament w Londynie. Orszaghaz to budynek najbardziej charakterystyczny dla tego rejonu.
Składa się z setek podpór, 88 postaci węgierskich władców oraz ogromnej, prawie
100 m kopuły. Zwiedzanie Parlamentu jest oczywiście możliwe –
możesz zobaczyć największy w Europie perski dywan, miejsca na odłożenie cygar
przed naradą, 40 kg złota (zdobienia), a także koronę i miecz króla Stefana.
Podczas zwiedzania udało nam się dowiedzieć, że spośród prezentowanych
insygniów miecz jest złamany, dlatego też dekoracyjnie został przykryty
czerwoną poduszką. Możliwość wejścia do Parlamentu i podziwiania jego wnętrza
możliwa jest dwa razy na dzień. Bilety można zakupić w Muzeum Etnograficznym
(tyły Parlamentu) bądź na stronie internetowej TUTAJ.
Dla członków UE do 24 roku życia 875 HUF, dla całej reszty kwota ta to 1750
HUF.

Most Łańcuchowy nazwany na cześć
wcześniej wymienianego Ferenca Szechenyj’a.
O Lánchid krąży
legenda związana z czterema kamiennymi lwami zdobiącymi most. Ponoć w trakcie
ceremonii Jakub Frick wyraził swe
zdanie, jakby lwy miałyby być do niczego. Według szewca lwy powinny mieć
języki. Po tej uwadze tłum miał ryknąć niepohamowanym śmiechem, a autor
kamiennych lwów János
Marschalko miał się rzucić w odmęty Dunaju. Tak czy inaczej – lwy języki
mają, ale schowane za kłami.
Rzeźbiarz po dopłynięciu do brzegu miał rzec: „lew to nie pies, ażeby leżeć z – za przeproszeniem – wywalonym jęzorem”.
Zamek Vajdahunyad to budowla znajdująca
się na Wyspie Széchenyiego
w Parku Miejskim. Uściślając – jest to kompleks budynków (mieszanka renesansu,
baroku i gotyku), który swą nazwę zawdzięcza zamkowi w Siedmiogrodzie na
Rumunii. Najbardziej znany pomnik Anonymousa
przedstawia kronikarza węgierskiego. Legenda mówi, że potarcie pióra Anonymousa
przynosi natchnienie. Warto się zatrzymać w tym miejscu – wyjątkowo romantyczna
otoczka może wprowadzić w błogi, miłosny nastrój. ;)
Budapeszt
to również bazylika św. Śtefana, wieża
św. Magdaleny, kościół Macieja, Vár, wzgórze Zamkowe, góra
Gellerta, Baszta Rybacka, ale nie samym zwiedzaniem człowiek żyje.
Będąc
w Budapeszcie musisz skosztować wybornego wina
Tokaji - rodzajów jest wiele, a ceny nie są zatrważające, ok. 12 zł. Trzeba spróbować bułeczek,
precli i placka smażonego na głębokim oleju – lángos’a – który z żadną dietą się nie bratał. W
związku z tym przydałoby się miejsce, które serwuje takie smakołyki – każdy innego
dnia. W Octogon Bisztro zjecie ile
chcecie, ile zmieścicie w Wasze brzuchy za 1190
HUF (TUTAJ). Świeże
jedzenie, nakładacie sobie sami, czego dusza i ciało zapragnie włącznie z
deserami. Trafiają się dania regionalne, ale także znane nam makarony, sery,
kluski i mięsa. Jest jeden problem – jak się już najecie po kokardy to istnieje
szansa na zaśniecie przy stole. Nam się udało. ;)
A
na sam koniec i pożegnanie Budapesztu zobaczyliśmy nasze piękne, polskie Tatry! Widok niedostępny nawet z Gerlacha!
Za
informacje o Octogon Bisztro dziękujemy
Mateuszowi. :)
Wszystkie zdjęcia wykonało zaprawione w bojach Chromatic Studio (TUTAJ) :)
Wszystkie zdjęcia wykonało zaprawione w bojach Chromatic Studio (TUTAJ) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz