Czas trwania podróży: 09.06.2014 – 14.06.2014
Sposób podróżowania: SimpleExpress, WizzAir,
autostop
Koszt biletów: 196
zł/1 os. (POZ – VNO – TLV – KTW - POZ)
Łączny koszt: ok. 450 zł z
noclegami, jedzeniem, transportem
(200zł/1
os. Izrael)
Waluta: 1
NIS (nowy szekl izraelski) ok. 0.88 PLN
Kolejnym etapem
naszej wycieczki była Jerozolima. Po małej ucieczce z mieszkania Nadava (nie
chcieliśmy go budzić) przedostaliśmy się na dworzec autobusowy. Warto mieć przy
sobie już wymienione pieniądze, ponieważ w okolicy nie ma kantoru. Pamiętajcie,
że wejście do banku, dworca autobusowego lub innego budynku publicznego wiąże
się z kontrolą i bramkami podobnymi do tych na lotniskach. Koło takich miejsc
zawsze kręcą się żołnierze z bronią – nikt z miejscowej ludności na nich nie
reagował, ale dla mnie to „zjawisko” było nieco dziwne i niecodzienne. W
izraelskiej armii każdy mężczyzna musi spędzić 3 lata, a kobieta 2, więc
zdążyli się przyzwyczaić. Po zakupie u kierowcy dwóch biletów w cenie 17
złotych za 1 osobę do Jerozolimy mogliśmy ruszać.
Krajobraz zaczął się diametralnie
zmieniać – pojawiły się skały, piasek i wyjątkowe, malownicze domki
porozstawiane w dolinach. Cała podróż trwała ok. 40 minut, a naszymi
towarzyszami byli młodzi rekruci – podróżowali albo ze swoimi dziewczynami albo
z karabinami. Wygląda na to, że można przywyknąć do takiego obrazka. Po
przyjemnej podróży w klimatyzowanym autobusie wysiedliśmy blisko ulicy Yafo. Udaliśmy
się bezpośrednio do naszego kolejnego hosta – Matan’a porzucić bagaż. Szczerze
będę polecać ten hostel – wszystko mieliśmy, czego potrzebowaliśmy w wyjątkowo
przystępnej cenie. Jeśli szukacie namiarów to macie je tutaj.
Człowiek niezwykle sympatyczny i kontaktowy, który później zaskoczył nas
jeszcze bardziej. ;)
Pierwszym
punktem zwiedzania było trafienie przy ulicy Yafo na ogromny targ, na którym pachniało owocami, warzywami,
przyprawami, słodkościami i trochę innymi, mniej przyjemnymi rzeczami. ;) Targ Mahane Yehuda jak to targ kipiał
gwarem, przekupkami i wyjątkowymi promocjami „tylko dzisiaj”. W drodze
powrotnej ze Starej Jerozolimy udało
nam się wynegocjować obniżkę na arbuza. Pan chciał nam sprzedać całego, ale kto
by to zjadł? Podobno mieliśmy dodatkowo zapłacić 1 knyćka więcej za przecięcie, ale, że Pan był niekomunikatywny w
języku angielskim to chyba nam podarował. Dodam tylko, że najmniejsze arbuzy
wagowo wypadały w okolicach 6 – 7
kilogramów! Całe szczęście arbuz został przecięty, a wrażenia były
nieziemskie – soczysty, pachnący, słodki. Idealny na upały bliskie 40st.C! Dla porównania zamieszczam
również zdjęcie, na którym widać jak wygląda targ po jego zamknięciu. Wyobraź
sobie, że wcześniej leżały tam owoce, mięsiwa wszelakiego rodzaju, warzywa…
Mniam! ;)
Mahane Yehuda w trakcie działania
... i po zamknięciu.
Stara Jerozolima to miasto zabytków,
historii i wielokulturowości, oczywiście – można się tego spodziewać po mapie. Oraz
turystów/pielgrzymów, w liczbie przekraczającej milion rocznie. Wchodząc do Starego Miasta główną bramą Yafo traficie na punkt informacji –
dostępne są tam mapki wydrukowane bądź do pobrania na smartfona/tableta/inne w
formie plików pdf. Punkt informacyjny udostępnia podłączenie się do ich sieci,
panie są pomocne, a w trakcie podróży po nieznanym lądzie spotkacie wielu
Polaków.
Jaffa Gate
Dalej jest już tylko nierówna walka
Jerozolimy z własnym mitem. Wielu ludzi przybywa już z gotowym wyobrażeniem
miejsca świętego, pachnącego historią, gdzie każdy kamień był świadkiem wydarzeń
wykraczających nawet poza ziemskie
sprawy. Miasto narodzin trzech największych monoteistycznych religii,
zawierające 1204 synagogi, 158 kościołów i 73 meczety oraz niezliczoną liczbę relikwii
przegrywa z własną legendą.
Oryginalna IV stacja
drogi krzyżowej, znajdująca się na ulicy Via Dolorosa.
To, co może
zawieść to wejście na największy bazar. Nie da się go ominąć jakbyście nie
chcieli. Wszędzie kolorowe fatałaszki, zestawy do zaparzania herbaty lub kawy,
znajdziecie również dzielnicę typowo użytkową z miotłami, detergentami i
płynami do mycia naczyń. Naprawdę nie da się tego ominąć – niedaleko miejsca,
gdzie ponoć narodziła się Maria
Magdalena kupicie kolorowe chusty, świecidełka czy pocztówki.
Cechą
charakterystyczną takich miejsc jest gwar, hałas i duża doza emocji. Dla nas
niektóre spotkania mogły wyglądać jak kłótnie, a w rzeczywistości są to
negocjacje cen, ilości kupionego towaru i jego gatunku. I my – Europejczycy –
nie potrafimy tego robić. W tym kraju negocjacje, targowanie są na porządku
dziennym i określają też zaawansowanie w chęć kupna. My jak zaczynamy się
targować to zamiast kupić za 2 zł kilogram ziemniaków to bierzemy 1 kg ziemniaków
za 2 zł i odchodzimy zadowoleni z naszej asertywności. J W związku z tym warto nauczyć się targować, bo może być to dosyć
ciekawe doświadczenie (szczególnie jeśli kompletnie nic nie rozumiemy;), a po
drugie możemy kupić coś w niższej cenie.
Ściana Płaczu wraz z górującą Kopułą na Skale.
Należy podejść pod Mur Zachodni, czyli pod jedyną
zachowaną ścianę niegdysiejszej Świątyni
Jerozolimskiej. Kobiety mają wydzielony bardzo mały skrawek do modlitw, co
według mnie jest bardzo niesprawiedliwe, bo znowu kobieta jest „tą gorszą”.
Drogie Panie (Panowie w dumie też) – jeśli planujecie się wybrać do ciepłego
kraju to i tak warto zabrać ze sobą wielką chustę. Można się nią bezproblemowo
obwiązać, stworzyć nowy design i wyglądać trochę jak głupek. Po co to wszystko?
Po to, aby wejść do miejsc kultu religijnego bądź świątyń – jakichkolwiek.
Druga strona Ściany Płaczu to
miejsce dla Panów, gdzie obowiązkowo otrzymuje się taką malutką czapeczkę, tzw.
jarmułkę. Ponoć to to się głowy
trzyma, ale… Ponoć też Panowie nie muszą stać pod murem, w którym kwitnie
40st.C upału tylko mogą sobie wejść do jaskini (cień, chłodek), co uważam za
ogromną niesprawiedliwość!
Podczas zwiedzania natrafiamy na dzielnicę ormiańską czy też na kościół prawosławny na górze Oliwnej
widoczny na zdjęciu poniżej.
Góra Oliwna jakim by świętym miejscem nie była to i tak musisz
przejść 501 schodów (liczyłam) o
własnych siłach. No dobra, dojechać też się da, ale i tak proponuję podjąć
próbę wejścia! Wasz wysiłek zostanie wynagrodzony niemałym widokiem panoramy na
całe miasto. U podnóża znajduje się pełno drzewek oliwnych (w końcu nazwa
zobowiązuje), a także groby m.in. Łazarza.
Jerozolima to nie tylko miejsce religii (choć w głównej mierze tak
jest), ale również gorącego słońca i przecudownej fauny (mnóstwo kotów, które
są dokarmiane przez wszystkich! i flory (w znikomej ilości). Warto zabrać ze
sobą krem z filtrem 50 (bo jak nie
weźmiecie to będziecie się smażyć w tym piekle jak ja i koniec, końców
pozostanie Wam ściąganie skóry z nóg, nosa, ramion…) i pustą, plastikową butelkę do napełniania wodą.
Czapka z daszkiem bądź kapelusz divy i okulary również są wskazane, bo udaru nie chcecie dostać. W takich
krajach polecam inwestować w mandarynki,
arbuzy albo ichnie przysmaki – będą
bardziej smakowite, a jednocześnie się nimi napijecie. Zawsze patrzcie na to,
co jedzą i piją miejscowi – oni wiedzą, co najlepsze!
I
jeśli mowa o powrocie… Wracać mieliśmy w sobotę, czyli szabat. Matan znalazł nam taksówkę za… Inaczej: trasa z Jerozolimy do lotniska pod Tel Avivem
to ok. 50 km – taksówka w „dobrej” cenie (po targowaniu się) to
koszt ok. 200 złotych(w przeliczeniu
na nasze). Nigdy nie marzyłam tak bardzo o zapłaceniu takiej kwoty za taksówkę.
Szabat szabatem – miasto wymarło, ale kartkę z podobizną samolotu
namalowaliśmy, stanęliśmy na wylotówce. 10
minut – nie żartuję – jedyne 10 minut i para Izraelczyków jadąca do Tel
Avivu postanowiła nas podrzucić. Autostop
działa znakomicie! Z tej okazji mieliśmy aż 6 godzin czasu wolnego po
przybyciu na miejsce, a odprawa była zwykłą formalnością – bez szczegółowego
przeszukiwania naszych rzeczy. Niedosyt pozostał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz