Czas trwania podróży: 09.06.2014
– 10.06.2014
Sposób podróżowania: SimpleExpress
Koszt biletów: 65
zł/1 os. w jedną stronę (POZ – VNO)
Po 8 godzinach
spędzonych w PolskimBusie już wiedzieliśmy z czym przyjdzie nam się zmierzyć, więc 14 h jazdy nie było straszne dla nas. Tym bardziej, że SimpleExpress i dobra cena biletu z Poznania nas przekonały.
Komfort większy niż w PB – więcej miejsca na nogi (a w zasadzie: w ogóle
miejsce na nogi!), internet, możliwość oglądania filmów (Madagaskar 3
zaliczony!), ładna toaleta to same zalety. Prócz tego, że po 14 godzinach jazdy
podczas wysiadania prawie nie zmarłam śmiercią tragiczną, ponieważ zapomniałam
jak się chodzi i potrzebowałam kilku minut na powrót krążenia w wybranych
partiach ciała to wszystko przebiegło pomyślnie. J
Wilno, czyli stolica naszych wschodnich
sąsiadów – na pierwszy rzut oka miasto biedniejsze, ale takie, w którym widać
chęć rozwoju. Nie można zapomnieć, że trochę później po nas zaczęli się
podnosić po ZSRR – w styczniu 1991
roku rozpętały się zamieszki, czołgi pojawiły się na ulicach. Knurkami są lity dzielące się na 100 centów; jest ciut drożej, ale
tragedii nie ma (1 PLN ≈
0.83 LTL).
Zatem pytanie
brzmi: dlaczego warto przyjechać do Wilna?
Wilno to przede wszystkim zadbana Starówka, czyli klasyk. Jeśli klasyk to warto zobaczyć to, co opisywał nam mości
pan Mickiewicz Adam (patriota zza
granicy…). Mimo tego, że dla nas było to jedynie miejsce, z którego taniej
mogliśmy dolecieć do … (to następnym razem;) to miło było popatrzeć na Plac Katedralny, z którego można wyjść
na Wzgórze Gedymina, na którym to
znajduje się Zamek Górny. Góra
niewysoka, ale pozwala na rzucenie okiem na panoramę Wilna – bardzo ładnie
widać dzielnicę z zabytkami, natomiast po drugiej stronie Wilii budują się biurowce/drapacze chmur, które dodają nuty
nowoczesności temu miejscu.
Plac Katedralny dniem
i…
… nocą.
O
ile ma się ochotę i zapał to można zrobić trasę, która w 6 - 8 godzin pozwoli obejrzeć miasto, natomiast poznanie Wilna wymaga zajrzenia w każde podwórko
i postawieniu stopy na każdym dziedzińcu. Poematy zapewne powstały o Ostrej Bramie z kaplicą Matki Boskiej
Ostrobramskiej, Uniwersytecie
Wileńskim, kościele św. Anny, św. Ducha, św. Kazimierza, wzgórzu Trzech Krzyży (z 1613 roku, których władze rosyjskie nie
pozwoliły odbudować po zawaleniu z 1869
r. i dopiero w roku 1916 podczas
okupacji niemieckiej wydano zgodę na postawienie nowych; na Trijų kryžių umęczono 7 franciszkanów, a 3 z nich
zawieszono na krzyżach). W punkcie informacji otrzymamy łatwą i dobrze
przygotowaną mapę, z którą na pewno nie zginiemy.
Wilno
to przede wszystkim miasto kontrastów,
to miejsce, które bardzo mnie zaskoczyło i nie można patrzeć na nie tylko przez
pryzmat zabytków. Udało nam się
znaleźć nocleg u Polki (przesympatyczna kobieta), która nadała nam trochę
kierunku. Prowadzi ona hotelik na Šnipiškès
(zdjęcia poniżej). To, co nas uderzyło na Śnipiszkach to na pierwszy rzut oka dzielnica biznesowa,
rozwijająca się, tętniąca życiem. I tak oczywiście jest przy samym brzegu Wilji, a co więcej – znajduje się tam wieżowiec Europa, czyli najwyższy
budynek na terenie Litwy i Krajów Bałtyckich. Co znajdziemy za
nimi? Naprzeciwko Starówki?
Wszechświat równoległy! Dzielnica zmienia się diametralnie – pojawiają się
stare chatki, drewniane, niektóre się rozpadają. Pierwszy raz widziałam tak
ogromny kontrast między tym, co nowe
i stare. Dzielnica biedniejsza, jeśli nie dosłownie: uboga. W stolicy
znajdziemy kury i kaczki na podwórkach czy dzieci kąpiące się w wannie w upał
(tak, na trawniku). Szczekające psy i zupełnie inne podejście do życia. Czy
jest jeszcze inne miasto, które tak bardzo jest „podzielone”?
Czasami
bywa tak, że jesteśmy głodni. Przyzwyczajeni jesteśmy powoli do
marketów/dyskontów, które oferują w zasadzie wszystko prócz czyszczenia
toalety. Na Śnipiszkach można wybrać
się do droższego sklepu w centrum handlowym (znajdującym się w wieżowcu
widocznym na zdjęciu), ale można również odwiedzić targ, na którym uprawia się wszelaki handel wszystkimi możliwymi
towarami. Jest biednie, ale ludzie sobie radzą. Starsze panie sprzedają biały
ser ręcznie wyrabiany, śmietany z gospodarstw, jajka, kwiaty zebrane na polu,
ogórki. Można zaopatrzyć się w najnowsze "krzyki mody" i zakupić zwiewne suknie,
koronkowe pantalony, kalesony, mandarynki, chleb, mięso – absolutnie wszystko!
Zastanawiałam się tylko w jaki sposób odnajdują się osoby starsze w
rzeczywistości wileńskiej? Naprzeciwko biurowce tętniące rutyną i garniturami, a
tutaj? Zbiorowisko wielu ludzi, którzy starają się sprzedać cokolwiek. Miejsce
warte zobaczenia, gdyż można zobaczyć inną stolicę
Wilna, ale również powodujące pewną nostalgię (skojarzyłam to z targiem w
brzydkim mieście, z którego chcąc, nie chcąc pochodzę, a wyglądało ono
podobnie, ale 20 lat temu!). Smutną
rzeczą jest, że Litwa przyjmuje euro i łatwo zgadnąć której części miasta
łatwiej będzie handlować. Ale od kiedy to władza miałaby dbać o przeciętnego
człowieka…
Zaułek Literacki to miejsce godne
polecenia. Mała, odrestaurowana uliczka ze ścianami pokrytymi wstawkami
nawiązującymi do polskich poetów (i nie tylko). Jak Czesław Miłosz ("Gdzie wschodzi słońce i kiedy zapada") napisał:
„Uliczka, prawie na wprost uniwersytetu,
Rzeczywiście nazywała się tak: Zaułek Literacki…
Pod sklepieniem na prawo
Schody pachnące farbą i tam mieszkam.”
To
również miejsce, w którym Adaś po
powrocie z Kowna zamieszkał u swego
przyjaciela Kazimierza Piaseckiego
pisząc II i IV część Dziadów (1823 rok).
W ogóle dużo tutaj autora Pana Tadeusza,
czyli ostatniego zjazdu na Litwie (uważam, że to mu akurat wyszło;).
W
Wilnie znajdziemy także Zarzecze,
które w 1997 roku proklamowano jako autonomiczną Republikę Zarzecza. Jeśli
ktoś ma ochotę na świętowanie Dnia
Niepodległości to proszę się tam wybrać 1 kwietnia (nie żartuję). Nazywana
jedną z bardziej urokliwych dzielnic miasta na wjeździe w środku Wilna przywita
nas znakami, a trzeba pamiętać, że obowiązuje tam inna konstytucja i prawo. Do
republiki prowadzą romantyczne uliczki z mostami obwieszonymi kłódkami, a Užupis znany jest jako
miejsce artystów i bezdomnych. Niekiedy porównywana do paryskiego Montmartre’u (ja się podobieństwa nie
doszukałam, ale można źle patrzyłam?), gdzie ustawiono na 8.5 m kolumnie rzeźbę Anioła Zarzecza, który symbolizuje
związek nieba z ziemią. Żeby nie było! Republika posiada prezydenta, flagę, nawet
naznaczonego biskupa, ambasadora w Moskwie, aż 2 parafie i (uwaga!) dwunastoosobową armię. Rząd znajduje się w knajpce Zarzecze, a aby turystom było łatwiej
to konstytucję* wyryto na murze w kilku językach.
Wilno
absolutnie nie jest nudne!
I
na sam koniec przyszła pora po kontrastowym mieście na relaks w Trokach. Miasto oddalone od stolicy o
25 kilometrów połączone zarówno koleją, jak i autobusami. Niestety legitymacja
studencka nie jest honorowana, więc przyszło nam płacić pełną stawkę w postaci 6 litów, za to jednak dowiedzieliśmy
się, że 25 lat to czasu aż nadto by zmodernizować kolej do przyzwoitości.
Szkoda jednak żeby tego doświadczyć trzeba przekroczyć granicę…
Zamek przypomina nieco nasz Malbork, a wiemy, że Malbork jest ładny-
budowany był w tym samym okresie i jego przeznaczenie miało identyczny kierunek,
ale zwrot przeciwny. Litwinom jakoś wyprawy Krzyżowców nie przypadły do gustu. Zamek zbudowany został przez księcia
Witolda i wiele razy był przez krzyżowców oblegany. Problem pojawił się dopiero
po 1410 roku, kiedy Zakon zaczął tracić pozycję, zamek stracił swoje znaczenie
wojskowe. Obecnie jest ciągle odrestaurowywany przy czym jest to również
miejsce, w którym odbywają się rekonstrukcje historyczne poświęcone
średniowieczu. Udało nam się na jego terenie zjeść kartacze, czyli duże kluchy z mięsem, a dzień tam spędzony był
iście sympatyczny. Opcja powrotu do hoteliku spadła nam do minimum, ponieważ
stop zadziałał bezproblemowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz